+1
Bulusia 14 grudnia 2020 16:21
W Nigrze piasek jest wszędzie. Chrzęści pod nogami stołecznego Niamey, granicznego Birni, pustynnego Agadezu. Pokrywa wszystko cienką warstwą pyłu i brudu. Gdy wiatr zawieje, tumany pyłu niosą się pozbawionymi asfaltu uliczkami, zatykają usta i nosy. Tuaregowie poprawiają chusty szczelnie zasłaniające ich twarze. Tylko wszechobecnym kozom wszystko jedno. Szczypią niewidoczną trawę i niczym święte krowy przechadzają się dostojnie po centrach nigerskich miast.

Jest 5.15 rano. Autobus z Agadezu zatrzymuje się na poboczu. Niemal wszyscy mężczyźni wysiadają. Zostaję tylko ja i siedzący obok Tuareg. – Nie idziesz się modlić? – pytam. Ten poprawia chustę, zerka krzywo na kiwających się mężczyzn. – Boga trzeba mieć w sercu, ale niekoniecznie w głowie – odpowiada.
W Nigrze bieda jest wszędzie, ale im bliżej Tenere, nigerskiej części Sahary, tym gorzej. Granica między biedą a nędzą przebiega gdzieś w okolicach Abalak w centrum kraju. Pagórkowaty teren przeistacza się tam w bezkresną półpiaszczystą równinę porośniętą cherlawymi krzaczkami. Jadąc dalej na wschód, w stronę Agadezu i później na północ do Arlitu, krajobraz znowu się zmienia. Równina pustoszeje, a miejsce wątłej roślinności zajmuje piasek. Na wschód od Agadezu, w stronę Czadu jest już tylko pustynia z kilkoma oazami.
Wraz ze zmianą krajobrazu zmienia się też zamożność kraju. Murowane domy stają się kurnikami krytymi blachą, tekturą, ze ścianami z wypalanej gliny, wysuszonego błota, bez prądu i wody. Asfalt, równo ułożony w okolicach stolicy, za Abalakiem najpierw zamienia się w dziurawy niczym ser szwajcarski trakt, a potem całkiem znika, tworząc kilometrowe odcinki bitej drogi. Nie wiadomo co lepsze: dziurawa nibyasfaltowa droga, po której można jechać 20km/h czy utwardzone klepisko, gdzie można zasuwać nawet pięćdziesiątką wzniecając tumany pyłu i piasku za sobą.
Jedyne oazy postępu to hotele, wszystkie obowiązkowo z klimatyzacją, ale już nieobowiązkowo z ciepłą wodą. Ciekawa to sprawa. W Nigrze standard hotelu nie zależy od ceny. Można płacić duże pieniądze i mieszkać z karaluchami i bez wody albo całkiem nieduże i mieć wszelkie europejskie wygody. Ważne też na którym piętrze się mieszka. Wygodne i czyste pokoje na piętrze, na parterze często dzielić trzeba z licznymi insektami. Jedynie w dwóch hotelach w Niamey są kotłownie dzięki którym ciepła woda jest obecna przez całą dobę. W pozostałych – tych droższych – to słońce grzeje wodę w olbrzymich baliach ustawionych na dachach; oznacza to najczęściej, że wieczorem jest co najwyżej chłodna. W tańszych hotelach pod prysznicem jest tylko jeden kurek, a i tak dobrze, jeśli cokolwiek tam ciurczy.

Łapówki płacą Czarni
Ze zmianami krajobrazu i obszaru nędzy postępuje też mozaika wyznaniowa lokalnej ludności. Niger to generalnie kraj muzułmański. Wiarę tę deklaruje ponad 94 proc. ludności. Nieliczni chrześcijanie (jest ich tutaj mniej niż 0,5 proc.) zamieszkują stołeczne Niamey, centrum kraju to obszar dzielony między animistów i muzułmanów. Wschód to już całkowicie teren islamu. Tu na porządku dziennym są zakryte twarze kobiet, a u małych dziewczynek chusty zasłaniające szczelnie włosy i szyję, powszechniejszy też staje się język arabski. Pojawia się segregacja płciowa.
Szkoła w Agadez to wielka wiata bez ścian tuż przy głównej drodze. Ciężko skupić się na nauce, gdy wokół uliczny gwar. Chłopcy siedzą na deskach tyłem do drogi. Dziewczynki, w chustach zasłaniających włosy i uszy – tak zwanych hidżabach – uczą się osobno, dodatkowo ogrodzone ścianami z bambusowych mat. Nie ma tu elektryczności, wody, toalet, pomocy naukowych, map, dzwonków i wszystkiego tego, co kojarzy się ze szkołą. Gdy natura przyciśnie uczeń idzie do ledwo zasłoniętego cuchnącego dołu tuż obok bambusowej chaty.
To szkoła koraniczna. Uczniowie poznają Koran, język arabski i… niewiele więcej. Na niewielkiej tablicy, którą w Polsce można kupić w sklepach z zabawkami, arabskie pismo. Francuski – język urzędowy – zna tu niewielu.
Niger to Afryka ze złego szablonu. Niemal każdy negatywny stereotyp dotyczący kontynentu ma tu potwierdzenie.
Informacja raz podana prawdopodobnie jest fałszywa i trzeba ją sprawdzić w innych źródłach. Szukając w Internecie noclegu natknąłem się na stronę internetową hotelu reklamującego się tym, że mówią po francusku, angielsku, a nawet niemiecku. W kraju, w którym poza afrykańskimi językami i urzędowym francuskim niewielu posługuje się innymi to duża wartość. Oczywiście zaraz tam zadzwoniłem, niestety nie byłem w stanie zarezerwować pokoju, bo poza francuskim, którego nie znam, nikt w hotelu nie mówił po angielsku, o niemieckim nie wspominając.
Zatrzymując taksówkę można być pewnym że kierowca doskonale zna miejsce do którego ma jechać: nazwę hotelu czy adres. Nie spotkałem takiego, który by powiedział, że nie wie gdzie jest żądany cel. Wie każdy. Do czasu zajęcia miejsca w taksówce. Potem zaczyna się rozpytywanie przechodniów.
Autobus ma rozkład jazdy, ale poza godziną odjazdu (zwykle i tak jest spóźniony) nie należy się go specjalnie trzymać. Z Agadezu do Niamey – normalnie 17 godzin – wracałem 30 godzin z noclegiem w hotelu (siennik na utwardzonej ziemi) w cenie biletu.
To wprowadzanie w błąd nie jest oczywiście celowe. Wynika z uprzejmości i chęci pomocy. Nietaktem jest powiedzieć, że czegoś się nie wie. Lepiej powiedzieć byle co.
Niger to wreszcie kraj łapówek. Checkpointy są liczne, ustawione przez różne formacje – od policji poprzez wojsko i żandarmerię, po celników i pograniczników kończąc. Autobus zatrzymuje się w każdym takim miejscu a do środka wsiada funkcjonariusz. Przegląda wszystkim dokumenty i wybiera sobie około 10 nieszczęśników, którzy zrzucają się na żądaną opłatę.
Na jednym z checkpointów w środkowym Nigrze trafiło na mnie. – 10 tys. franków – młody żołnierz nawet nie podniósł głowy. To około 63 zł. Bilet z Niamey do Agadezu kosztował 17 tys. franków. Jeśli ktoś ma pecha i na każdym checkpoincie zostaje wylosowany składkowe może wynieść drugie tyle. Miałem szczęście, bo dzień wcześniej poznałem w Niamey urzędnika, który dał mi swój numer komórki. – Nie rozumiem po francusku, ale mam kolegę w kancelarii prezydenta, który zna angielski – tłumaczę z niewinną miną żołnierzowi. – Proszę zadzwonić do niego i wyjaśnić za co mam zapłacić, a on mi przetłumaczy.
Żołnierz spojrzał spod oka. – Wracaj do autobusu – rzucił krótko.
Z Białym w Nigrze jest problem. Większość kontrolujących omija Białych. Biali nie chcą płacić, mają wpływowych znajomych, wiedzą gdzie się poskarżyć. O Białego zawsze się ktoś upomni – słowem z Białym są zawsze kłopoty. Lepiej okradać Czarnych. Z drugiej jednak strony Biały ma zawsze pieniądze, często nie zna języka, zwyczajów i procedur i dla świętego spokoju zapłaci kilkudolarową łapówkę.
Mnie tym razem się udało, żołnierzom nie przeszkodziło to jednak w niczym złupić pozostałych współpasażerów. A ci grzecznie płacili.
Nigerska bieda wymusza absurdalne ceny, bo klient który płaci jest rzadkością i drugi raz taka okazja może się nie powtórzyć. Stąd ceny hoteli czy usług osiągają zachodnioeuropejskie, czyli horrendalne zważywszy na miejsce, gdzie się to dzieje pułapy, zupełnie nieadekwatne do standardu usługi. Taksówkarz w hotelu w Niamey za podwiezienie mnie na dworzec autobusowy zażądał 10 tys. franków. Taksówkarz zatrzymany na ulicy podwiózł mnie za 1 tys. franków.

Armia bohaterem
Niger to wreszcie kraj kruchej politycznej stabilizacji. Od uzyskania niepodległości w 1960 roku krajem na przemian rządzili demokratycznie wybrani prezydenci i junty wojskowe obalające tych prezydentów. To armia, w 1974, odsunęła od władzy Hamani Dioriego, pierwszego prezydenta niepodległego Nigru. Po nim u władzy „demokratycznie” zmieniali się jedynie wojskowi. Kolejny zamach miał miejsce w 1996 roku. Prezydentem został wtedy generał Ibrahim Bare Mainassara. Władzą cieszył się 3 lata, kiedy to zginął w wyniku kolejnego zamachu stanu.
W grudniu 1999 cywilnym wreszcie prezydentem został Mamadou Tandja. Co z tego, skoro tak mu się urząd spodobał, że postanowił pełnić go dożywotnio. Gdy jego druga (i ostatnia) kadencja dobiegała końca zorganizował referendum zmieniające artykuły konstytucji dotyczące długości sprawowania władzy. Gdy przeciw zamiarom Tandji zaprotestował parlament i Sąd Najwyższy obie te instytucje rozwiązał. Referendum zakończyło się sukcesem prezydenta, ale przedłużoną władzą niedługo się cieszył. W lutym 2010, dwa miesiące po zakończeniu zgodnej z prawem kadencji Tandji został obalony przez wojskowych. Aresztowano go i postawiono zarzuty korupcji i defraudacji – ostatecznie został jednak, z przyczyn oficjalnie proceduralnych, a nieoficjalnie politycznych, uniewinniony i po kilku miesiącach aresztu wyszedł na wolność.
Uczciwie trzeba przyznać, że w Nigrze to właśnie armia jest gwarantem demokracji. Poza latami 70. i 80. junty przejmują władzę, by wprowadzić porządek. Doprowadzają do wolnych i demokratycznych wyborów po czym wycofują się do koszar. Aż do następnego kryzysu. Major Djibo, który obalił Tandję i doprowadził do wolnych wyborów w 2011 roku jest dziś bohaterem narodowym Nigru. Tuż po zamachu na ulice nigerskich miast wyszły tysiące ludzi w wiecach poparcia dla wojska i jego samego. Major został odznaczony za zasługi dla kraju i demokracji.
Na tak kruchą stabilizację z niepokojem patrzy Zachód. Niger jest trzecim na świecie producentem uranu, po który chętnie sięgają Francuzi, kupując go do swych elektrowni jądrowych. Na wszelki wypadek niedaleko Agadezu założyli bazę Legii Cudzoziemskiej. Najemnicy pilnują by Tuaregowie, na których pustynnych terenach odbywa się wydobycie cennego surowca, nie protestowali. Z różnym skutkiem. Co kilka lat wybuchają lokalne zamieszki, dotyczące głównie podziału zysku ze sprzedaży pierwiastka. Ci zatem, którzy potrafią posłużyć się bronią mają tu robotę. Napięta sytuacja sprawia, że przed lepszymi hotelami stoją uzbrojeni strażnicy, a do najdroższych nie podjedzie się pod drzwi, osłonięte betonowymi zaporami. Ale i tu rządzi stereotyp. Biali wchodzą bez kontroli, Czarni muszą wysiąść z samochodów, sprawdzane są ich dokumenty i bagaże. Widać terrorysta nie może mieć białej skóry. Przynajmniej w Afryce.

Dodaj Komentarz